Martín Caparrós - Ñameryka
Autor postrzega samego siebie w kategoriach dziennikarza, w związku z czym jego tekst jest necechowany emocjami bądź daleko posuniętymi ocenami, nie jest wolny od złośliwostek, tak ksobnych, jak i wobec odbiorców z tzw. Pierwszego Świata. Wiele stron jego książki kojarzy się raczej z felietonistyką, konstrukcja całości jest jednak wyraźnie przemyślana.
Ta zaś sprowadza się do omówienia kilku tematów, z reguły z odwołaniem do przykładu z takiego czy innego zakątku hiszpańskojęzycznej zachodniej półkuli. Są to przykłady znane mu osobiście i dość zróżnicowane, czasami zorientowane na „niedotykalnych” dnia codziennego, lecz również czasami zdarza mu się przekroczyć progi wielkich tego świata. Mimo wszystko czasami czytelnik chciałby się dowiedzieć więcej o Dominikanie, E
kwadorze czy Boliwii.
Martín Caparrós zdolny jest do autoironii, lecz nie kryje się z własnymi poglądami, które można by było określić mianem ideowych czy politycznych, czasami zresztą w ich artykułowaniu posuwa się bardzo daleko (jakże inną od nadwiślańskiej, bynajmniej nie pochwalną, ocenę swego rodaka, papieża Franciszka, on prezentuje), co każe zadać sobie pytanie, na ile jest rzetelny w prezentowaniu faktów, na ile kreowany przezeń obraz odpowiada rzeczywistości. Niestety nieraz czytelnik pragnąłby jego potknięcia w tym zakresie…
Ameryka Południowa (w mniejszym stopniu Środkowa) pociąga mnie już od wielu, wielu lat, a w „Ñameryce” odnalazłem wiele smaków i zapachów właściwych również dla pióra Márqueza czy Llosy, ale właściwych dla epoki jutuberów, pandemii i triumfalnego marszu peruwiańskiego fast foods. Zarazem rozważniej zacząłem się zastanawiać, czy naprawdę chcę eksplorować ten świat, skoro jego niewątpliwy znawca nad swą uprzywilejowaną regionalnie Argentynę przedkłada życie na madryckiej emigracji…
Autor: Klemens
Ta zaś sprowadza się do omówienia kilku tematów, z reguły z odwołaniem do przykładu z takiego czy innego zakątku hiszpańskojęzycznej zachodniej półkuli. Są to przykłady znane mu osobiście i dość zróżnicowane, czasami zorientowane na „niedotykalnych” dnia codziennego, lecz również czasami zdarza mu się przekroczyć progi wielkich tego świata. Mimo wszystko czasami czytelnik chciałby się dowiedzieć więcej o Dominikanie, E
Martín Caparrós zdolny jest do autoironii, lecz nie kryje się z własnymi poglądami, które można by było określić mianem ideowych czy politycznych, czasami zresztą w ich artykułowaniu posuwa się bardzo daleko (jakże inną od nadwiślańskiej, bynajmniej nie pochwalną, ocenę swego rodaka, papieża Franciszka, on prezentuje), co każe zadać sobie pytanie, na ile jest rzetelny w prezentowaniu faktów, na ile kreowany przezeń obraz odpowiada rzeczywistości. Niestety nieraz czytelnik pragnąłby jego potknięcia w tym zakresie…
Ameryka Południowa (w mniejszym stopniu Środkowa) pociąga mnie już od wielu, wielu lat, a w „Ñameryce” odnalazłem wiele smaków i zapachów właściwych również dla pióra Márqueza czy Llosy, ale właściwych dla epoki jutuberów, pandemii i triumfalnego marszu peruwiańskiego fast foods. Zarazem rozważniej zacząłem się zastanawiać, czy naprawdę chcę eksplorować ten świat, skoro jego niewątpliwy znawca nad swą uprzywilejowaną regionalnie Argentynę przedkłada życie na madryckiej emigracji…
Autor: Klemens